niedziela, 27 lutego 2011

Motylek

W sobotę robiliśmy generalne porządki i przyszło mi mycie klatki schodowej. Wygrzebałam więc wiadro do mopa z kanciapy i już miałam wlewać wodę, a tu patrzę, a na dnie leży motylek. Jak go wyciągnęłam to się nie ruszał, mój Sebcio mówi weź go zostaw w ciepłym to się obudzi. I się obudził, cudo odrazu podfrunęło do okna i przysiadło na świeczce. Spójrzcie na ten piękny widok. Czyż nie jest wiosennie?



                           




piątek, 25 lutego 2011

Wszystko budzi się do życia

Choć za oknem mróz to prawie codziennie świeci słońce. Myślę, że to wiosna wychyla się zza rogu. Chciałam jej troszkę pomóc. Zasadziłam cebulkę na szczypiorek i rzeżuchę.



Po kilku dniach oczekiwany sukces. Słoneczko zrobiło swoje i mamy już pierwszy szczypiorek.



Jeszcze codzienna porcja witamin, czyli rzeżucha. Dzisiaj miałam okazję zjeść pyszną i zdrową sałatkę z jej dodatkiem.




Na piękny zapach hiacyntów musimy niestety jeszcze trochę poczekać.





środa, 16 lutego 2011

Złoty krążek

Obrączki wreszcie dotarły. Robione na zamówienie, jeszcze kilka miesięcy i wylądują na naszych dłoniach, na razie grzecznie czekają w szufladzie, do września.



poniedziałek, 14 lutego 2011

Bez szaleństw

Dzisiejszy wieczór minął w spokojnej atmosferze. Zjedliśmy pyszne spaghetti, wypiliśmy lampkę wina, porozmawialiśmy przy spokojnej muzyce. Rano w drodze do pracy wstąpiliśmy po chleb i dostałam serce z piernika w lukrowej polewie, a przy kolacji obrączki, robione na zamówienie, które wróciły dzisiaj  od złotnika. Była pierwsza przymiarka przedślubna, leżą znakomicie. Został jeszcze tylko grawer, ale to później gdyż napis jest dość długi i przez to kosztowny.



Zosia oczywiście smacznie już spała. Wypoczywa przed kolejnym ciężkim dniem. Tyle zadań jutro przed nią : raczkowanie, wstawanie na nóżki, grzebanie mamie w szufladach, rozwalanie butelek i wiele innych szaleństw.





piątek, 11 lutego 2011

Nowy żyrandol

Jedyną rzeczą na jaką znalazłam odrobinkę czasu było odkurzenie żyrandolu, na który czekałam bardzo, bardzo długo. Mój M jakieś pół roku temu pokazał mi jego zdjęcie w swojej komórce i mówi, że wala się u jego znajomego w stodole i że jak chce może być nasz za darmo. Potem przyszły mrozy, zaśnieżone drogi i nie było jak się po niego wybrać. No i nareszcie dotarł, jest troszkę powyginany z jednej strony, ale jak na darmowy nabytek prezentuje się całkiem nieźle, lepiej niż papierowa lampa. Żarówki udało nam się zakupić za przystępną cenę w Lidlu, w przyszłości myślę o zakupie małych abażurów do niego.





Przydałoby się by parę promyków słońca wpadło przez okno i oświetliło to nasze strychowisko.



Zosia już przygotowana na pierwsze wiosenne słońce